niedziela, 29 kwietnia 2007

Paryż - Dzień pierwszy - 29.04.2007


Pomyślałem sobie tak...nie będę chodził jak lump w tym Paryżu i od razu poleciałem do sklepu kupić sobie jakieś letnie (na zewnątrz prawie 30 stopni) ciuszki. Do autobusu siadałem już z nową czerwoną koszula w kratę i krótkim spodenkami...wiem, że to głupota pisać o tym, ale trudno...prawa część klawiatury zalana była niegdyś Coco-Lolą i "delete" jest na stałe wciśnięty - tzn. nie działa. Tak, więc na dworcu Justynie włączył się już przycisk: gdzie jest nasz autobus, czy aby zdążymy, czy nie odjedzie itd..W autobusie podobni do nas...urlopowicze - skończyły się czasy podejrzanych typów w dżinsowych kurtkach gorączkowo pytających czy będzie postój na granicy tak, aby mogli kupić jeszcze trochę franków. Kiedy ruszyliśmy nasz drugi kierowca (kaowiec) stanął na środku i wyjaśnił zasady jazdy. Zapamiętałem końcówkę: "...na terenie pojazdu obowiązuje całkowity zakaz spożywania alkoholu i tu od razu uprzedzę pytania - a czy piwo też. Proszę Państwa piwo to także alkohol, więc nie można...".

Podróż przebiegała spokojnie - choć na początku Justyna źle się czuła i mieliśmy obawy, że rozchoruje się zaraz na początku. Na szczęście objawy powoli ustępowały i wszystko skończyło się dobrze. Następnego dnia już we Francji zatrzymaliśmy się w Lille na krótki postój (tu mieszka wujek Justyny) w miejscu, z którego dobrze było widać założenie dla centrum Koolhas'a - trzeba przyznać, że monumentalne. Po kilku godzinach wjeżdżaliśmy do Paryża mijając Stade de France, następnie Gare du North i prosto na Place de la Concorde. Stamtąd szybko na metro i po niecałej godzinie byliśmy w naszym hostelu. Miejsce dość przyjemne i obrzydliwie tanie (18 Euro za noc), w okolicach Place de la Bastille. Wieczorem zorganizowaliśmy sobie małą wycieczkę w okolice Luwru, a następnie kolacja w okolicach hotelu - właściwie to był fast food, ale to tylko jeden raz.



Pierwszy posiłek...