Znowu trzeba wcześniej wstać. Tym razem postanowiliśmy skorzystać z komunikacji publicznej więc nasz dom musieliśmy opuścić na godzinę przed odjazdem autobusu na lotnisko. Nie podejrzewałem że z tym etapem podróży będziemy mieli tyle kłopotów. Otóż nasz autobus po prostu nie przyjechał - nie przyjechał następny, a także kolejny. O 9:15 staliśmy trzęsąc się z zimna, razem ze sporą już grupą niedoszłych pasażerów. Na szczęście udało nam się wcisnąć do kolejnego na dwa ostatnie wolne miejsca.
Norwegia z perspektywy autobusu wydaję się być krajem szczęśliwych ludzi: słodkie domki na zboczach gór, czysta i nieskażona przyroda, dobrobyt i poczucie smaku w gospodarowaniu przestrzenią - słowem wszystko to, z czego słyną kraje nordyckie. Nasz hotel mieścił się tuż przy tzw. ringu - wewnętrznej obwodnicy miasta, biegnącej w większości tunelami. Budynek przeszedł niedawno remont i prezentował się całkiem przyzwoicie. Trzeba dodać, że jest to chyba jeden z najtańszych hoteli w tym mieście, a i tak trzyma wysoki pozom: od obsługi po czystość i wygląd pokoi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz