czwartek, 26 grudnia 2013

Oslo - Dzień pierwszy


Znowu trzeba wcześniej wstać. Tym razem postanowiliśmy skorzystać z komunikacji publicznej więc nasz dom musieliśmy opuścić na godzinę przed odjazdem autobusu na lotnisko. Nie podejrzewałem że z tym etapem podróży będziemy mieli tyle kłopotów. Otóż nasz autobus po prostu nie przyjechał - nie przyjechał następny, a także kolejny. O 9:15 staliśmy trzęsąc się z zimna, razem ze sporą już grupą niedoszłych pasażerów. Na szczęście udało nam się wcisnąć do kolejnego na dwa ostatnie wolne miejsca.



Norwegia z perspektywy autobusu wydaję się być krajem szczęśliwych ludzi: słodkie domki na zboczach gór, czysta i nieskażona przyroda, dobrobyt i poczucie smaku w gospodarowaniu przestrzenią - słowem wszystko to, z czego słyną kraje nordyckie. Nasz hotel mieścił się tuż przy tzw. ringu - wewnętrznej obwodnicy miasta, biegnącej w większości tunelami. Budynek przeszedł niedawno remont i prezentował się całkiem przyzwoicie. Trzeba dodać, że jest to chyba jeden z najtańszych hoteli w tym mieście, a i tak trzyma wysoki pozom: od obsługi po czystość i wygląd pokoi.




Tego wieczoru postanowiliśmy się trochę rozejrzeć po centrum, więc nie spędziliśmy zbyt wiele czasu w naszym pokoju. Oslo jest małym miastem - przynajmniej w porównaniu do Londynu. Wszędzie da się dojść na piechotę, co jest bardzo wygodne. Co więcej nie ma dużego ruchu, ani tłumu przechodniów – generalnie wrażenie (choć może jest to związane ze świętami) odnieśliśmy, że jest nieco leniwe i puste. Nasz spacer zakończyliśmy przed pałacem królewskim, skąd rozciągała się panorama wschodniej części miasta z wielkim i świecącym w różnych kolorach neonem norweskiego producenta czekolady Freia.

Brak komentarzy: