poniedziałek, 21 lipca 2008

Das ist Berlin, Berlin, die ewig junge Stadt.


W ostatnim dniu, kiedy na "mecie" nikt nie myślał jeszcze o wstawaniu - zerwałem się łóżka (czytaj z podłogi) i postanowiłem "polatać" jeszcze po mieście, robiąc przy okazji zakupy. Czasu miałem nie wiele więc szybko wybrałem jedyny cel - ambasadę Holandii. Sam budynek ciekawy, szczególnie ta druga część, która domyka i maskuje okoliczną przestrzeń. Ale jeszcze ciekawsze było to, że mogłem go sobie fotografować skąd chciałem i ile chciałem, pomimo, że obok stali strażnicy. Wracając wstąpiłem do całkiem dobrze zaopatrzonej księgarni, wydając nie planowane 150€, co w efekcie spowodowało skromniejszy obiad zjedzony w asyście Darka i Tomka na dworcu. Do Warshau wracałem z dobrym wspomnieniem i z szczególnym bagażem (na prośbę Darka zabrałem do ojczyzny dwie jadowite rosiczki), chodź dalej dziwię się jak ktoś mówi, że jedzie na wakacje do Niemiec... i mówię: Do Niemiec? Do Niemiec??? A co tam jest?















Brak komentarzy: