Drugi dzień zaczęliśmy od wspólnego śniadania i gorączkowego sprawdzania czy prognozy pogodowe o słońcu nad Londynem – sprawdziły sie. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od Tower of London – majestatycznej budowli stojącej tuz nad Tamiza, która począwszy od roku 1078 była siedziba kolejnych władców królestwa, a także więźniem – wieziono tu min. Henryka IV czy Rudolfa Hessa. Po przebiciu się przez trylony ludzi I wykonaniu kilku zdjęć – ruszyliśmy przez Tower Bridge w kierunku nowego ratusza Londynu. Zwodzony most powstał w 1872 roku, a jego architektura zgodnie z zaleceniami nawiązuje do sąsiedniego Tower of London.
Rodzicom wyraźnie spodobał się nowy ratusz a szczególnie jego otocznie. W
podcieniach jednego z biurowców znaleźliśmy Café Nero gdzie zatrzymaliśmy się
na kawę I rogaliki – każdy dostał po małym Gianuotto. Następnie brzegiem Tamizy
ruszyliśmy w kierunku Southbank Centre zahaczając po drodze HMS Belfast (tato chciał)
oraz spędzając dłuższa chwile przez Shakespeare's Globe oraz Tate Modern z
widokiem na katedrę przez Millennium Bridge. Ten fragment miasta zrobił na rodzicach
spore wrażenie, ale najlepsze miało dopiero nadejść.
Na zegarku robiło się późno wiec przyspieszyliśmy kroku, bo niespodzianka zarezerwowana
była na godzinne 16. Mijając po drodze Southbank centre zakończone Royal
Festival Hall oraz Victoria Park zobaczyliśmy tłumy kłębiące się przez London
Eye. To właśnie była ta niespodzianka – przejażdżka największym na świecie
diabelskim młynem. Rodzice byli trochę zdezorientowani – tłumem I skala obiektu,
ale, po jakim czasie dali się namówić. Po niespełna 45 minutach byli już w
jednej z kul wolno obracającego się kola. Po przejażdżce od razu wiedzieli ze jesteśmy
tuz obok parlamentu I słynnego Big Ben'a w kierunku, którego ruszyliśmy wraz z
trylionem, innych turystów.
Zespół budynków parlamentu zrobił na rodzicach chyba największe wrażenie.
Ozdobiony niezliczona ilością neogotyckich detali gmach zyskał miano dzieła
sztuki (tato) gdzie mama trafnie zauważyła nawiązanie do katedr gotyckich. Niemniejsze
wrażenie zarobiła Westminster Abbey oraz samo otoczeni budynku – ja chcąc pokazać
katedrę z nieco innej perspektywy zabrałem rodziców na spacer-podchodząc od
zachodniej strony przez okoliczne podwórka i dziedzińce.
W jednym z nich natknęliśmy się na ceremonie ślubu pary najwyraźniej pochodzącej
z wyższych sfer… rachunek jest tu dość oczywisty. Z ciekawości podziwialiśmy
kreacji e eleganckich {Pań i Panów oraz piękną grę na kobzie, która towarzyszyła
całemu zającu. Chwile później staliśmy już przed północną fasadą katedry, która
niestety była już zamknięta. Nie tracąc czasu ruszyliśmy w kierunku pałacu Królowej.
Sam gmach nie zrobił w szczególności na mamie wielkiego wrażenia – spodziewałam
się złotych klamek i posągów a nie pałacyku z gresem z Sandomierza przed wejściem.
Zapadał powoli wieczór, kiedy prosto spod pałacu dotarliśmy przed bramę przy 10
Downing Street gdzie rezyduje aktualny premier Zjednoczonego Królestwa - David
Caeron. Zmęczenie dawało się powoli we znaki wiec dzień zakończyliśmy przechodząc
przez Trafalgar Square oraz Leicester Square skąd ruszyliśmy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz