czwartek, 30 stycznia 2014
Dubai - dzień drugi
Ten dzień rozpoczął się od wspólnego śniadania z Fabianem na 43 piętrze – rozmawialiśmy o ich przygodach w Honk Kong’u oraz o strategii na najbliższe godziny. Po niecałej godzinie siedzieliśmy już w samochodzie zmierzając na spotkania, które miały się odbyć w budynku tuż przy budowie Opus’a.
W tym czasie zadzwonił James z pretensjami, że jesteśmy spóźnieni ponad 10 min. – następnym razem kupujemy wszystkim lunch. Spotkania minęły całkiem dobrze, w okolicach południa poszliśmy do budynków naprzeciwko na lunch – wybraliśmy azjatycką restaurację na końcu korytarza. Ledwo zdążyliśmy usiąść i zadzwonił Dean wzywając wszystkich na spotkanie, mi nie pozostało nic innego jak spróbować zobaczyć coś w okolicy. Jedynym w zasadzie punktem nie tylko dla okolicy, ale dla całego Dubaju – był Burj Khalifa, widoczny z każdego miejsca, najwyższy budynek świata – 828m. W oczekiwaniu na kontynuację lunchu – przyglądałem się jego detalom oraz samej skali na tle innych wieżowców tego miasta.
Spotkanie przedłużało się, więc wróciłem na budowę – tam poznałem Wanga (sympatycznego Chińczyka) oraz Hassana (hindusa z Londynu) ze strony naszego wykonawcy. Po chwili spotkanie zakończyło się i wróciliśmy kontynuować nasz lunch. Ja zamówiłem kaczkę zawijaną w papier ryżowy, a do tego świeży sok z mango – tak jak w Wietnamie.
Dalsza część dnia minęła na spotkaniach i wizycie na budowie Opus’a – dostrzegłem kilka alarmujących błędów… cóż trze będzie kuć. Wieczorem miałem jeszcze jedno spotkanie z Wang’iem, które nieco się przedłużało, stąd musieliśmy zamówić innego kierowcę.
Po powrocie do hotelu, zdążyłem się tylko odświeżyć i już po 40 minutach wsiadaliśmy do samochodu zmierzając na kolację do centrum. Barbara wybrała restaurację naprzeciwko słynnych fontann przy Dubai Mall, skąd mieliśmy podziwiać spektakl światła i muzyki. Niestety ta część była w trakcie przebudowy więc pozostało nam cieszyć się widokiem słynnego hotelu – The Address. Tym razem zamówiłem shawarm’e z napojem z ananasa i orzechów.
Po kolacji Barbara opuściła nas, a my razem z Fabianem odwiedziliśmy bar na ostatnim piętrze wspomnianego hotelu. Dużo rozmawialiśmy: o sytuacji w Dubaju, oczywiście o architekturze, o pracy u Zahy, o jego doświadczeniu itd. Po piwie i kilku miskach orzeszków, wróciliśmy na dół i odwiedziliśmy dubajskiego Waitrose w największym mall’u na świecie. W porównaniu do jego londyńskich kolegów, Waitrose w Dubaju to inny klasa – ba – nawet torby foliowe są lepsze… jak słusznie zauważył Fabian. Kupiłem kilka słodkości dla mojej żony i rodziny – teraz czas na inną atrakcję.
Centralnym punktem mall’u jest największe akwarium świata – jest naprawdę ogromne, nasze nurkowanie na Borneo wydawało się zabawą w piaskownicy. Naprzeciwko znajduje się ciekawostka – Cheesecake Factory, ciekawe czy Penny ma dzisiaj zmianę? Kolejną atrakcją było lodowisko i ludzie jeżdżący na łyżwach w krótkich spodenkach… cóż, kto bogatemu zabroni.
Wracając graliśmy w grę – liczyliśmy luksusowe samochody na skrzyżowaniach… jest ich to naprawdę sporo. W hotelu pożegnałem się z Fabianem, wróciłem do pokoju i znowu zasnąłem w ciągu kilku sekund – co z dzień.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz