No więc Dubaj… dzień pierwszy rozpoczął się dość wcześniej, bo musiałem wstać o godzinie 5:30 - taksówka miała na minie czekać już od szóstej. Tym razem śniadanie postanowiłem zjeść je na lotnisku, sympatyczny Pan taksówkarz umilał mi drogę opowieściami o londyńskich korkach. Jadąc północną obwodnicą w stronę Heathrow zdałem sobie sprawę, że być może jest to jedna z pierwszych i mam nadzieje nie ostatnich tak zwanych służbowych wycieczek, o których zawsze marzyłem, zawsze chciałem łączyć jednocześnie moje dwie największe pasje: architekturę i podróże, no i najlepiej aby za to wszystko jeszcze mi płacili… no więc chyba się to stało – jadę do Dubaju, na wizytę na budowie oraz na spotkania z klientem i wykonawcami. Mojego podekscytowania nie zepsuła nawet kolejna nieudana próba zdania egzaminu na prawo jazdy
Po chwili od startu podano śniadanie: rogaliki, słodkie bułki z dżemem, sok i małe przekąski, a niedługo potem przyszedł czas na obiad, na który wybrałem danie z ryżem, z kurczakiem i szpinakiem oraz słodki pudding, do tego herbata, sok i zostaw mini ciasteczek. Kiedy patrzyłem na mapkę lotu okazało się, że goniliśmy nie jako zachód słońca - to znaczy wlatywaliśmy w strefie, gdzie już robiło się ciemno - tak więc lądując w Dubaju o godzinie 20:30, tak naprawdę Londynie była dopiero zaledwie 17:00.
Budynek lotniska w Dubaju to ogromny moloch, kiedy doszedłem do miejsca, w którym czeka się na kolejkę do głównego terminalu zdałem sobie sprawę, że stoję obok ogromne ściany, po której spływa woda, a przednią był zestaw największych wind osobowych jakie w życiu widziałem. Lotnisko sprawiało jednak wrażenie pustego, ogromne i puste przestrzenie, białe posadzki poprzerywane gdzieniegdzie dywanami wydawał się dla mnie zbytnim luksusem, ale cóż wszystko to przecież za petrodolary – koszt nie ma znaczenia. Po przejściu tak zwany kontroli dokumentów dokonywanej przez panów w białych kitlach, odczekałem na mój bagaż (dość długo)i po przejściu do głównej hali przylotów odszukałem mojego kierowcę. Pan z kartą i z koślawienie napisany moim imieniem i nazwiskiem zapytał mnie czy to moja pierwsza wizyta w Dubaju - ruszyliśmy w stronę taksówki.
Na zewnątrz okazało się że jest dość ciepło, za ciepło jak na mój strój, ale cóż przeleciałem w końcu z Londynu, gdzie temperatura nie przekracza ośmiu stopni albo nawet spada poniżej zera, a co dopiero w Polsce, w której teraz jest -20. Ruszyliśmy z miejsca i moim oczom ukazała się panorama Dubaju - ogromnego miasta wieżowców, świateł, autostrad, luksusowych centrów handlowych i szeregu niekończących ulic z palmami i egzotycznymi roślinami. Kiedyś, za 1000 lat archeolodzy odkopią to miasto i dowiedzą się jak w dawnych czasach wyglądało wyobrażenie luksusu.
Do hotelu po niecałych dwudziestu minutach, kierowca pokazał mi gdzie jest recepcja i odjechał. Na miejscu okazało się, że muszę zapłacić 500 AED (dirhamów) depozytu w gotówce za ekstra koszty, ponieważ moja karta debetowa nie była akceptowana. Po dokonaniu formalności postanowiłem sprawdzić jak wygląda mój pokój - znajdował się on na 19 piętrze mieścił w sumie dwa pokoje, dwie łazienki, kuchnie, duży pokój oraz spory przedpokój - wszystko to zaangażowane na styl apartamentu. Nigdy nie spałem w czymś podobnym, nigdy nie byłem w tak wysokim hotelu: 47 pięter - wszystko to robiło na mnie spore wrażenie, ale już po chwili zdałem sobie sprawę, że trudno mi będzie się tu poczuć dobrze – za dużo, a ja w tym wszystkim sam.
Po rozpakowaniu się i podłączenie wszystkich niezbędnych urządzeń do prądu postępowałem zgodnie z tym co sobie obiecałem: pobiegać na siłowni, wziąć prysznic i na samym końcu coś zjeść. Przebrałem się strój i pojechałem windą na czterdzieste czwarte piętro, wcześniej zdarzyło mi się zapomnieć numer mojego pokoju, kiedy zwiedzałem hotel i musiałem ratować się pomocą recepcji. Po godzinie spędzonej na bieżni zrobiłem ponad 10 kilometrów (zgodnie z planem) na ekranie telewizora leciał Men in Black - część pierwsza. Spocony wróciłem do pokoju trochę się odświeżyć i kiedy przygotowywałem sobie rzeczy na przebranie - znalazłem coś wspaniałego od mojej świeżo upieczonej żony: małą kartkę wciśniętą gdzieś pomiędzy ubrania z wzruszającym tekstem.
W restauracji w dachu zamówiłem sałatkę meze oraz mięsa z grilla z frytkami razem z zimną colą – wszystko smakowało wybornie, a może po prostu byłem bardzo głodny. Najedzony podziwiałem niesamowitą panoramę Dubaju, przeszedłem się także po tarasie, odkrywając słynny basen, o którym mi wspominano. Zmęczony wróciłem do pokoju i zasnąłem w ciągu kilku sekund.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz