czwartek, 6 marca 2008

Agra

Cholera mój polski chyba siada - nie to żebym się tu przekręcił czy coś, ale tak jakoś nie idzie mi to pisanie. Kiedy rozmawiamy z Hindusami (z dużej tak?) staramy się podrabiać ich akcent z takim twardym R. Kiedy rozmawiamy z "białymi" turystami mówimy tak jak nas uczono w szkole. Z Angolami jest inaczej - tu wznosimy na wyżyny swoich umiejętności: szkoła publiczna + szkoła językowa za 1000 zł za semestr. No, ale to tytułem wstępu...jesteśmy w Agrze. Z dworca kolejowego pojechaliśmy z jak zwykle miłym rikszarzem najpierw do banku rozmienić pieniądze (38,5 Rs=1 USD), a potem do hotelu Kamal. Okazało się, ze nie maja tam wolnych miejsc wiec podjechaliśmy do następnego gdzie z norę z łazienką (to za duże słowo) zapłaciliśmy 300 Rs i to po targowaniu się - skandal. Po drodze nasz kierowca próbował nas namówić na wycieczkę na cały dzień: rano pobudka o 6:00 żeby zobaczyć Taj Mahal o wschodzie, następnie tzw. baby Taj, potem śniadanie i zwiedzanie Agra Fort. Zdecydowaliśmy się na Taj o 6:00 - a zamiast reszty wycieczka na dworzec po bilety do Ajmeru. No i co - zaspaliśmy...w Polsce żeby od tak być o 6:00 na nogach muszę nie spać cala noc. Nasz kierowca dobijał się do nas chyba ze dwa razy. Przy recepcji byliśmy dopiero po 7:00 a naszego kierowcę zamówiliśmy na 9:00. Do tego czasu postanowiliśmy zobaczyć Taj Mahal. Wstęp kosztuje tu równowartość chyba z 5 wypłat przeciętnego Hindusa - 720 Rs od osoby. Dodatkowo przy wejściu jest bramka, gdzie facet sprawdza turystów wykrywaczem do metalu i przeszukuje torby. Kiedy podszedłem do niego powiedział: only ticket and camera...po chwili przeszukał torbę gdzie znalazł moja sikorę. Zrobił wielkie oczy i odesłał mnie do przechowalni bagażu. Kiedy wchodziliśmy była 7:20 i nie podejrzewaliśmy, ze o tej porze będzie już masa turystów. Efektem tego jest to, ze trudno zrobić zdjęcie gdzie nie ma jakiś głów, rąk z aparatami czy facetów schylających się czy kładących się na ziemi żeby ominąć innych. Ale Taj rzeczywiście robi wrażenie...jest jakiś taki minimalistyczny. Co ciekawy każdy z jego 4 portali ma delikatne reliefy przypominające europejskie sklepienia gwiaździste w katedrach gotyckich. Kiedy wracaliśmy do hotelu Justyna miała mały wypadek: zderzyła się z jakimś szalonym rowerzysta, za którym poleciało kilka polskich przekleństw ode mnie - potomka hołdu pruskiego i bitwy pod Grunwaldem. Szybko pobiegliśmy do hotelu i zdezynfekowaliśmy ranę polska wódką - podobno najlepiej działa. Po siadaniu pojechaliśmy po bilety do Ajmeru (400 Rs na tzw. sleeper coach - jeszcze nie wiedzieliśmy, co to jest) a następnie na dworzec autobusowy do Fathepur Sikri. Autobus, którym przyszło nam jechać okazał się małym trupem po brzegi wypełnionym ludźmi a dystans 40 kilometrów pokonał w 2 godziny...cóż. Na miejscu mieliśmy trudności z oddychaniem, ponieważ wszędzie było pełno małych muszek, których nie dało się ominąć. Same budowle w tym słynny meczet okazały się imponujące. Na gzymsach siedziały sobie zielone papugi a oddali słychać było jęczenie małp. Nie wspomnę o całym tuzinie samozwańczych przewodników, którzy chcieli nam pomóc zwiedzać czy np. o dziadku, który chciał pieniądze za pilnowanie butów zdejmowanych żeby wejść do meczetu. Do Agry wracaliśmy szybciej - ryksza, ale po drodze okazało się, ze nasz kierowca pierwszy raz w życiu jedzie tak daleko - przypominam 40 kilometrów. W Agrze po zmroku wiózł nas po jakiś podejrzanych dzielnicach, co chwile pytając się o drogę do naszego hotelu. Nasza cierpliwość powoli się kończyła. W końcu po ponad godzinie dotarliśmy do celu - zapłaciliśmy a facet powiedział jeszcze: and lat abalt maj tip mister? Śmiejąc się odwróciliśmy się na stopie i udaliśmy się do hotelu po nasze bagaże. Około 9:30 byliśmy już na skrzyżowaniu skąd mieliśmy odjechać do Ajmeru - 10 godzin nocą. Autobus sypialny to azjatycki wynalazek (wygląda dokładnie tak jak pociąg w filmie "Pół żartem, pół serio" - tyle, ze nasi sąsiedzi nie mieli na imię Dolores czy Ashley): niewielkie boksy pod sufitem za zasłonką, nad nimi dach, na który wrzucane są bagaże, a pod miejscami sypialnymi zwykle fotele. O dziwo okazał się bardzo wygodny i zaraz po ruszeniu zasnęliśmy na cala noc.










Brak komentarzy: