czwartek, 13 marca 2008

Ostatnie 48 godzin...

CZWARTEK, 13 MARZEC 2008 / PIĄTEK, 14 MARZEC 2008
New Delhi….pożegnanie z Indiami i powrót do Warszawy

Wstaliśmy ok. 8, bo plan dnia mieliśmy dość napięty. Po śniadaniu podjęliśmy próbę internetowej odprawy, ale niestety nie udało się..muszę też wspomnieć, że dzień wcześniej dostaliśmy cynk z Polski od brata Tomasza, że są strajki w Indiach i jest kiepsko z lotami..zrzuciliśmy to na datę 13 i na czasami dopadającego nas z znienacka, niczym ten dobry uczynek z humoru Halamy, a w naszym wypadku pech!! Na szczęście okazało się, ze lotnisko w New Delhi nie przyłączyło się do strajku i wszystko przebiega zgodnie z planem!! Za drugim razem podczas odprawy internetowej wybraliśmy miejsca w samolocie: za skrzydłem prawym 31J i 31K..i w duchu pomyślałam oby były szczęśliwe!!! Potem akcja zakupy – w tej kwestii mamy podobne podejście z Tomaszem: szybko, zwinnie i na temat bez zbędnego przeciągania, bo i po co! Przeznaczony budżet na zakupy 2000Rs – po 1000 Rs dla każdego z nas..ja wydałam co do małej rupijki..nic się nie ostało w mojej sakwie!!! Były przyprawy, herbaty, książka, płyta CD z muzyką, chusty, poszewki na poduszki, riksze – zabawki, notatniki, słonie z drewna, szkatułki, stare monety (po powrocie przyniosły szczęście mojej siostrze i jej obecnemu, a wtedy jeszcze narzeczonemu – zostały przekute na PLN), biżuteria z drewna, figurka Buddy, widokówki…Po zakupach zabukowaliśmy kolejne miejsca w samolocie z Zurychu do Warszawy – 11A i 11B przed skrzydłem po lewej stronie. Jeszcze w Polsce obiecaliśmy sobie, że jeśli nam się uda to pójdziemy na prawdziwy Bollywood do kina..udało się zdobyć 2 bilety (150Rs) na „Jodhaa Akbar”. Zanim weszliśmy na film przed salą kinową zostaliśmy gruntownie prześwietleni dosłownie ze wszystkiego co mamy w torbach..a należy zaznaczyć, że Tomasz miał przy sobie niewinną sikorkę, która już pod cudem świata zrobiła furorę! Sam film był o miłości z historią w tle..dużo tańców i śpiewu, boska aktorka, przystojni aktorzy czyli to co w prawdziwym kinie indyjskim powinno być, niestety nie mogliśmy zostać na drugiej części (w Indiach wyjście do kina to jak wyjście do teatru w Polsce – odświętne ubrania, przerwa na przekąskę, nutka powagi w tle..) Trzeba wspomnieć, że do teraz nie wiemy jak się zakończyła ta historia dla głównej bohaterki, a mamy z Tomaszem odmienne wersje…the end!!! W drodze do hotelu Tomasz zakupił (tradycyjnie od lat zawsze to przywożą sobie z podróży) najtańsze szlugi dla swoich znajomych! Po hotelem czekała na nas już taxi na lotnisko. Jechaliśmy samochodem marki TATA (cały pobyt myślałam czy uda nam się nim przejechać) i spełniło się! Kierowca zabrał swojego znajomego i całą drogę z nim dyskutował, a my z Tomaszem na tylnych siedzeniach zastanawialiśmy się obstawialiśmy, o czym mogą rozmawiać…w pewnym momencie wywiązała się z nim rozmowa i określiłam charakter jego jazdy jako „Crazy” natomiast Tomasz na „Normal”, a kierowca tylko się sympatycznie do nas uśmiechał!!!Na lotnisku byliśmy o 22h i przywitał nas tłum ludzi, co tłumaczyło, dlaczego należy się stawić na odprawę 3 h przed odlotem – nas wpuszczali do samolotu dopiero o 01:15!!! Zajęliśmy miejsca w samolocie, a ja wyciągnęłam jedyną gazetkę, którą sobie zostawiłam (zupełnie przypadkowo) z pakietu tych, które zabrałam na lot do Indii..rozsiadłam się w siedzeniu i odruchowo otworzyłam gazetkę na cudownie brzmiącym w zaistniałych okolicznościach tytule – „10 KATASTROF, które poprawiły bezpieczeństwo lotów”, nic się nie odezwałam tylko pokazałam ten artykuł Tomaszowi i powiedziałam „no to pięknie” i zaczęliśmy się śmiać z ironii losu…po prostu uroczo nie ma to jak poprawić sobie nastrój dobrą lekturą na chwilę przed startem w 8 – mio godzinny lot!!! Po prostu BRAWO DŻASTINA!! Ale pomimo wszystko od razu zabraliśmy się z Tomaszem za lekturę artykułu i wystartowaliśmy…Lot był spokojny, a jedzenie i obsługa sympatyczna!! W głowie setki obrazów i wspomnień minionych dni…Zurych przywitał nas deszczem, ale odprawa była sprawna..i znów zajęliśmy miejsca w samolocie i teraz już naprawdę zbliżaliśmy się do Polski…do Warszawy…Szwajcarska czekoladka osłodziła nam gorycz powrotu do kraju, a w myślach nieśmiało zaczęliśmy snuć kolejny plan podróży…



Brak komentarzy: