poniedziałek, 1 października 2012

Londyn 2012 - Wizyta Rodziców - Dzień 4


Ten dzień od początku przeznaczony był na muzea, gdyż jak zapowiadali prognostycy miało cały dzień padać. Justyna postanowiła zostać w domu, a my ruszyliśmy w kierunku South Kensington. Zwiedzanie zaczęliśmy od wizyty w Natural History Museum, gdzie od razu przywitał nas wielki szkielet dinozaura. Na rodzicach zrobiło to wrażenie, ale pewnie nie takie jak fakt ze większość muzeów w Londynie jest za darmo. Po rzuceniu okiem na „zabytek” ruszyliśmy wokół dziedzica podziwiając skamieniany i najdziwniejsze okazy zwierząt, z których większość z nich już niestety nie istnieje. Następnym krokiem były ekspozycje tematyczne: dinozaury (w tym ruchomy T-Rex – nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem tatę z rozdziawiona buzią), następnie podwodny świat ( z ogromnym waleniem podwieszonym pod sufitem, człowiek (gdzie próbowaliśmy rozwiązywać różne zabawy dotyczące pracy naszego mózgu) i na zakończenie centrum Darwina, gdzie dowiedzieliśmy się jak ciężka jest praca przyrodnika i wreszcie jak wyglądała ta cała ewolucja - na własne oczy.

Z racji tego z czas nas nieco poganiał na tym zakończyliśmy wizytę i skierowaliśmy się przez Muzeum Techniki (gdzie pokazałem rodzicom wielką maszynę parowa w holu głównym – tym razem nie była na chodzie) do Victoria & Albert Museum. Tam zobaczyliśmy sale rzeźby z majestatycznymi dziełami Auguste Rodin’a oraz na życzenie mamy - sale Raphael’a de Sanzio, która okazała się dla niej spełnieniem marzeń. Nigdy nie zapomnę tej miny… warto było.

Kolejnym punktem naszego dnia (także na życzenie mamy) był budynek British Museum, gdzie wylądowaliśmy w okolicach 15:00. Tam pokazałem i starałem się wyjaśnić najlepiej jak umiem przekrycie głównego dziecińca muzeum zaprojektowane przez Sir Normana Foster’a. Następnie ruszyliśmy zobaczyć to, co jak powiedział tato: „udało się zrabować Brytyjczykom, kiedy byli mocarstwem”. Zaczęliśmy od starożytnego Egiptu (mama była nieco zawiedzona, że nie było takiej prawdziwej mumii), przez starożytną Grecje, a skończywszy na starożytnym Rzymie. Najbardziej spodobały nam się greckie wazy, przyozdabiane w dość minimalistyczny sposób oraz fragment tympanonu z grupą greckich bogów i herosów, gdzie zabawą było odgadywanie, który jest, który – ten z kiściom winogron to najczęściej Dionizos.

Ostatnim wydarzeniem miało się okazać drugie podejście do wystawy Munk'a w Tate Modern. Na miejscu okazało się, że akurat dzisiaj budynek został wynajęty na potrzeby festiwalu filmowego (cóż), wiec nie tracąc chwili skierowaliśmy się w okolice Leicester Square, aby zobaczyć osławione China Town. Na miejscu przespacerowaliśmy się przez sam środek azjatyckiego tygla by skończyć na kolacji w chińskiej restauracji (typu self-service) w miejscu, w którym już raz z Justyną jedliśmy.

W okolicach 19:30 zjawiliśmy się w nowym Primark'u przy Oxford Street, gdzie spotkaliśmy się z Justyna. Daliśmy sobie po godzinie na zakupy – mama z Justyna, a ja z tata – na dole, gdzie zlokalizowany (jak zwykle) był dział męski. Po ponda godzinie mieliśmy w koszyku koszule dla taty i po czerwonej kamizelce – idąc do kasy zgarnęliśmy jeszcze dla mnie rękawiczki na rower. Tak postanowiliśmy zakończyć ten intensywny dzień wracaj do domu na wspólna kolację.

Brak komentarzy: