wtorek, 31 grudnia 2013

Świętowanie nowego roku (2014) w Londynie



Ostatniego dnia roku wybraliśmy się z Justyną zakosztować trochę śmiechu, czyli Comedy Store z wieczorem komików. Śmialiśmy się chyba za dużo, bo następnego dnia bolały nas brzuchy oraz... szczęki i nieprzeszkodził temu fakt, że siedzieliśmy w pierwszym rzędzie.

Szczęśliwego Nowego Roku!

niedziela, 29 grudnia 2013

Oslo - Dzień czwarty


Panie stojące po dwóch stronach rozdawały grube, czerwone księgi (chyba Biblie), a my nieosamotnieni, choć było wcześnie rano zadarliśmy głowy do góry - nad nami rozpościerało się, sklepienie katedry luterańskiej. Tak rozpoczął się nasz ostatni dzień w najdroższym mieście świata.



Przed dziesiątą czekaliśmy już przed wejściem do galerii narodowej wraz z grupą innych, głodnych sztuki, którzy nie mogąc spać - zerwali się ze swych ciepłych łóżek, aby karmić się najlepszymi zbiorami sztuki od antyku po czasy współczesne… lub albo, dlatego, że w Niedziele galerie są za darmo. W tym budynku znajduje się także słynny (skradziony już dwa razy) “Krzyk” Munch’a oraz kilka innych dzieł mistrza Edwarda.



Podążając ścieżką darmowych, niedzielnych wstępów - przemieściliśmy się w kierunku Muzeum Architektury w okolicach twierdzy. Tam czekała na nas ciekawa wystawa Louis Kahn’a oraz w sali obok wspomnienie o amerykańskich pionierach architektury lat siedemdziesiątych z wielkim zdjęciem Buckminster Fuller’a spoglądającego z nad jednej ze swoich sfer.



Trzymając w ręku darmowe pierniki świąteczne (rozdawane w holu muzeum) przeszliśmy do ostatniego punktu tego dnia - Muzeum Sztuki Współczesnej. Wszystkie te miejsca zwracają uwagę swą skalą w porównaniu do Londynu - są dość małe - co nie znaczy gorsze - ba, nawet wydają się przyjaźniejsze i bardziej przystępne - w szczególności w takie leniwe, niedzielne popołudnie.



Po wymeldowaniu się z hotelu ruszyliśmy z powrotem na dworzec, gdzie już czekał na nas autobus na lotnisko. Ten dzień zakończył się tak jak się miał zakończyć - lotem naszym świniobusem do Londynu.

sobota, 28 grudnia 2013

Oslo - Dzień trzeci


Ten dzień miał być najbardziej intensywnym ze wszystkich. Zaczęliśmy wcześnie od słodkiego śniadania z herbatą w hotelowym lobby oraz od przygotowaniu kanapek na drogę. Naszym pierwszym punktem była słynna skocznia Holmenkollen zaprojektowana przez JDS (jeden z partnerów w Plot) o punkcie konstrukcyjnym K, 120. Aby się tam dostać trzeba wsiąść w tramwaj 1, a potem przejść kawałem stromą, wyasfaltowaną drogą. Sam obiekt robi spore wrażenie - jest jak zwykle dobrze skrojony, z porządnym detalem - wznosząc się ponad wzgórzem. W przyziemiu mieści się muzeum narciarstwa, przez które trzeba przejść, aby dostać się na wieżę. Z jej szczytu rozciąga się niesamowity widok na panoramę Oslo, okolicznych fiordów oraz wzniesień. “Trzeba mieć jaja, żeby tam skakać” - powiedziała Justyna, kiedy spojrzała w dół na stromy rozbieg i jeszcze bardziej nachyloną bulę.




Zlokalizowane na niewielkim cyplu po drugiej stronie zatoki Fram Museum jest w istocie obudową dla oryginału statku, którym odbywały się słynne wyprawy polarne. Na rampach prowadzących w około znajduję się cała historia podboju tej niedostępnej krainy - można także wyjeść do samego statku i zobaczyć np., co załoga jadła w ramach menu świątecznego.



Mieszczące się niedaleko muzeum Wikingów to obiekt przypominający swym układem kościół. Mieści trzy łodzie, z których jedna jest w bardzo dobrym stanie. Niegdyś została spalona, zgodnie z obrzędem, a jej ostatnim pasażerem była kobieta, której pozycja społeczna do dziś jest przedmiotem sporów.



Popołudniem w ramach naszego Oslo Pass postanowiliśmy zobaczyć muzeum Munch ’a. Z okazji rocznicy jego 150 urodzin, dodatkową ekspozycją był zbiór jego szkiców, pochodzących z różnych okresów. Co ciekawe okazało się (penie się o tym uczyłem kiedyś w liceum), z u jego boku w Niemczech kręcił się jakiś polaczek - niejaki Przybyszewski.




Wieczorem przyszedł czas na eksplorowanie (to za duże słowo - było bardzo zimno) Grunerløkki - dzielnicy w północnej części miasta słynącej z dobrego jedzenia, ciekawych sklepów i wieczornych imprez. Udało nam się znaleźć dość tanie miejsce z Wietnamską kuchnią - chodź z Wietnamem to nie miało chyba zbyt wiele wspólnego - ale i tak było smacznie. Ten dzień także zakończyliśmy na spacerze po centrum i ostatniej herbacie z przekąską w naszym hotelu.

piątek, 27 grudnia 2013

Oslo - Dzień drugi


Ten dzień naszego pobytu rozpoczęliśmy od herbaty i słodkości na śniadanie w hotelowym lobby. Naszym pierwszym punktem była ulica Regjeringskvartalet, na której doszło do pamiętnego zamachu 22 lipca 2011 o godzinie 15: 20 przed biurem premiera Jensa Stoltenberga oraz innymi budynkami rządowymi, w którym zginęło 8 osób, a kilkanaście zostało rannych. Drugim etapem zorganizowanego przez Andersa Breivika ataku była wyspa Utøya leżąca na jeziorze Tyrifjorden, gdzie niecałe dwie godziny później na obozie dla młodzieży zorganizowanym przez organizację młodzieżową Norweskiej Partii Pracy zabił on 69 osób.



Potem przyszedł czas na informację turystyczną, gdzie wymieniliśmy pieniądze, kupiliśmy Oslo Pass na następny dzień i dostaliśmy kilka cennych rad co do transportu i cen. No właśnie czas najwyższy wspomnieć, że Oslo jest jednym z najdroższych miast na świecie, a właściwie miasto to wielokrotnie okupowało pierwsze miejsce tego niechlubnego rankingu. To powoduje szereg niedogodności, bo np. żeby coś zjeść trzeba to dobrze zaplanować i wiedzieć gdzie są tanie restauracje (najczęściej z kuchnią azjatycką, bądź typu kebab lub pizza), albo postanowić o jedzeniu rzeczy przygotowanych samemu, kupionych w lokalnych supermarkecie np. Rema 1000.


Spacerem powędrowaliśmy zobaczyć słynną operę Snøhetty w nowej dzielnicy Bjørvika. Budynek robi spore wrażenie. Zlokalizowany nad wodą, niejako się z niej wyłania, jak biała bryła lodu. Po całym budynku można chodzić, zarówno po placu przed, jak i po dachu, który łamie się w interesujący sposób - umożliwiając wchodzenie na wyższe poziomy. We wnętrzu zachowany został podobny charakter - na uwagę zwracają obudowy toalet i pomieszczeń technicznych oraz jakość detalu. Niedaleko opery znajduje się kilka nowych budynków kwartału Barcode, z których najciekawszy to ten autorstwa MVRDV.



Niespełna godzinę później po powolnych spacerze przez twierdzę Akershus i kawie w People & Coffee dotarliśmy do Nobel Peace Center, gdzie znajdowała się ciekawa wystawa ukazująca rodziny i ich codzienne odżywianie, przez pryzmat wydatków na jedzenie i warunków w jakich żyją. Każdy z przykładów opatrzony był rodzinnym zdjęciem w otoczeniu produktów, które, na co dzień są konsumowane. Nie trudno się domyślić, że rodziny amerykańskie miały najmniej zdrowe otoczenie, a Norwegowie wydają najwięcej w ciągu tygodnia - bo aż 700 USD.



Stała ekspozycja zaprojektowana przez Davida Adjaye przypomniała nam Lecha Wałęsę i jego słynne: jak Pan dostaniesz Nobla to pogadamy (uwielbiam!) oraz pozostałych równie znanych laureatów. Tuż obok zaczyna się kolejna nowa dzielnica Aker Brygge zwieńczona Astrup Fearnley Museum of Modern Art projektu Renzo Piano. W rzęsistym deszczu udało nam się dotrzeć na chwilę przed zamknięciem i zawiesić naszą karteczkę, z życzeniem: we need more na drzewie Yoko Ono.

Wracając zahaczyliśmy o tajską restaurację (za duże słowo) tuż przy ratuszu miejskim, gdzie udało się smacznie i tanio zjeść zasłużoną kolację.

czwartek, 26 grudnia 2013

Oslo - Dzień pierwszy


Znowu trzeba wcześniej wstać. Tym razem postanowiliśmy skorzystać z komunikacji publicznej więc nasz dom musieliśmy opuścić na godzinę przed odjazdem autobusu na lotnisko. Nie podejrzewałem że z tym etapem podróży będziemy mieli tyle kłopotów. Otóż nasz autobus po prostu nie przyjechał - nie przyjechał następny, a także kolejny. O 9:15 staliśmy trzęsąc się z zimna, razem ze sporą już grupą niedoszłych pasażerów. Na szczęście udało nam się wcisnąć do kolejnego na dwa ostatnie wolne miejsca.



Norwegia z perspektywy autobusu wydaję się być krajem szczęśliwych ludzi: słodkie domki na zboczach gór, czysta i nieskażona przyroda, dobrobyt i poczucie smaku w gospodarowaniu przestrzenią - słowem wszystko to, z czego słyną kraje nordyckie. Nasz hotel mieścił się tuż przy tzw. ringu - wewnętrznej obwodnicy miasta, biegnącej w większości tunelami. Budynek przeszedł niedawno remont i prezentował się całkiem przyzwoicie. Trzeba dodać, że jest to chyba jeden z najtańszych hoteli w tym mieście, a i tak trzyma wysoki pozom: od obsługi po czystość i wygląd pokoi.




Tego wieczoru postanowiliśmy się trochę rozejrzeć po centrum, więc nie spędziliśmy zbyt wiele czasu w naszym pokoju. Oslo jest małym miastem - przynajmniej w porównaniu do Londynu. Wszędzie da się dojść na piechotę, co jest bardzo wygodne. Co więcej nie ma dużego ruchu, ani tłumu przechodniów – generalnie wrażenie (choć może jest to związane ze świętami) odnieśliśmy, że jest nieco leniwe i puste. Nasz spacer zakończyliśmy przed pałacem królewskim, skąd rozciągała się panorama wschodniej części miasta z wielkim i świecącym w różnych kolorach neonem norweskiego producenta czekolady Freia.

wtorek, 24 grudnia 2013

Nasza Wigilia

No i przyszedł czas na kolejne święta: uszka od mamy, ryba po grecku... baaaarszcz... hmmm



sobota, 14 grudnia 2013

Kolacja urodzinowa

No cóż to już kolejna... 31 impreza urodzinowa. Kiedyś nie wyobrażałem sobie takiego wieku, a dziś czuję się jakbym jeszcze najlepsze miał przed sobą. Zobaczymy...





Tymczasem dziękuję wszystkim za przybycie i Justynie za organizację. Do zobaczenia za rok