sobota, 28 grudnia 2013

Oslo - Dzień trzeci


Ten dzień miał być najbardziej intensywnym ze wszystkich. Zaczęliśmy wcześnie od słodkiego śniadania z herbatą w hotelowym lobby oraz od przygotowaniu kanapek na drogę. Naszym pierwszym punktem była słynna skocznia Holmenkollen zaprojektowana przez JDS (jeden z partnerów w Plot) o punkcie konstrukcyjnym K, 120. Aby się tam dostać trzeba wsiąść w tramwaj 1, a potem przejść kawałem stromą, wyasfaltowaną drogą. Sam obiekt robi spore wrażenie - jest jak zwykle dobrze skrojony, z porządnym detalem - wznosząc się ponad wzgórzem. W przyziemiu mieści się muzeum narciarstwa, przez które trzeba przejść, aby dostać się na wieżę. Z jej szczytu rozciąga się niesamowity widok na panoramę Oslo, okolicznych fiordów oraz wzniesień. “Trzeba mieć jaja, żeby tam skakać” - powiedziała Justyna, kiedy spojrzała w dół na stromy rozbieg i jeszcze bardziej nachyloną bulę.




Zlokalizowane na niewielkim cyplu po drugiej stronie zatoki Fram Museum jest w istocie obudową dla oryginału statku, którym odbywały się słynne wyprawy polarne. Na rampach prowadzących w około znajduję się cała historia podboju tej niedostępnej krainy - można także wyjeść do samego statku i zobaczyć np., co załoga jadła w ramach menu świątecznego.



Mieszczące się niedaleko muzeum Wikingów to obiekt przypominający swym układem kościół. Mieści trzy łodzie, z których jedna jest w bardzo dobrym stanie. Niegdyś została spalona, zgodnie z obrzędem, a jej ostatnim pasażerem była kobieta, której pozycja społeczna do dziś jest przedmiotem sporów.



Popołudniem w ramach naszego Oslo Pass postanowiliśmy zobaczyć muzeum Munch ’a. Z okazji rocznicy jego 150 urodzin, dodatkową ekspozycją był zbiór jego szkiców, pochodzących z różnych okresów. Co ciekawe okazało się (penie się o tym uczyłem kiedyś w liceum), z u jego boku w Niemczech kręcił się jakiś polaczek - niejaki Przybyszewski.




Wieczorem przyszedł czas na eksplorowanie (to za duże słowo - było bardzo zimno) Grunerløkki - dzielnicy w północnej części miasta słynącej z dobrego jedzenia, ciekawych sklepów i wieczornych imprez. Udało nam się znaleźć dość tanie miejsce z Wietnamską kuchnią - chodź z Wietnamem to nie miało chyba zbyt wiele wspólnego - ale i tak było smacznie. Ten dzień także zakończyliśmy na spacerze po centrum i ostatniej herbacie z przekąską w naszym hotelu.

Brak komentarzy: