niedziela, 14 października 2012

Wenecja - Podsumowanie


Myślę jakby tu podsumować tegoroczne biennale jednym trafnym zdaniem. W myślach krążą te same zdania co przy poprzedniej edycji: gorzej niż dwa lata wcześniej. Muszę jednak powiedzieć, że ta wystawa zrobiła na mnie wrażenie i jak zwykle topiłem się w kontemplacji tej wielkiej wymianie myśli jaką nam co dwa lata gotują najlepsi architekci z różnych zakątków świata.

Na początku muszę stwierdzić, że było to chyba pierwsze biennale, które w pełni zrozumiałem. To pewnie dlatego, że mój angielski jest już na dobrym poziomie i nie mam kłopotów z czytaniem opisów, słuchaniem wypowiedzi i dyskutowaniem czy polemizowaniem z poszczególnymi opiniami. To sprawiło, że mojej podróży przez wystawę towarzyszyła nieustanna ciekawość - czytałem wszystko i wszędzie, co chwilę robiąc sobie jakieś notatki w głowie, które jeszcze tego samego dnia spisywałem w moim dzienniku przy kolacji.

Pamiętam swoje pierwsze biennale, dzikie, szybkie - tylko oglądanie obrazków, zdjęć, modeli czy prezentacji - już to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, ale to pokazywało też skąd przyjechałem i jaka była przepaść między polską architekturą, a tym co powstawało gdzie indziej. Przepaść ta dotyczyła sposobu myślenia przede wszystkim samych architektów, nie klientów - tak architektów (szczególnie tych z Warszawy), sposobu traktowania budowli, wspólnej przestrzeni itd. Kolejne biennale było najlepsze jakie do tej pory widziałem (Aaron Betsky'iego), ale do pełnego jego zrozumienia sporo mi brakowało. Następne (Sanna) to podróż trudna - tuż po Barcelonie - pełna obaw i nadziei. To trochę przeszkadzało w chłonięciu informacji, ale dzięki temu łatwo mi to zapamiętać.

Tegoroczne biennale cenie za jego małą spektakularność - uważam, że to zaleta. Było jakieś takie skromne, o skromnych ludziach takich jak Jan Gehl, Alvaro Siza czy Peter Zumthor w duecie z Wimem Wendersem. Chipperfield zwrócił tym samym uwagę na konieczność współpracy, rozmowy, inspirowania się, komunikowania się i  przede wszystkim potrzebę zrozumienia. Dlatego zasłużone brawa dla zdobywcy pierwszej nagrody biennale - pawilonu japońskiego z kuratorem w osobie Tadao Ando. Myślę, że najbardziej wymowny jest tytuł wystawy, kiedy wie się jakiej historii dotyka w środku.

Podróż do Wenecji staje się moim życiowym hobby i mam nadzieję, że jeszcze nie raz zapiszę tu swoje przemyślenia po kolejnym powrocie. W wielkiej podróży do sensu i źródeł mojej pasji przywożę intymne wspomnienia... kiedyś sięgnę po nie z powrotem. Do następnego razu.

sobota, 13 października 2012

Wenecja - Przydatne Informacje - Linki


http://www.actv.it/en 
http://www.hellovenezia.com
http://www.venice-rentals.com/info/routes.php

Wenecja - Przydatne Informacje - Pobyt


*jeżeli chodzi o dojazd z lotniska  to w tym roku lądowałem na Marco Polo, a odlatywałem z Treviso. Co do tego pierwszego to bilety kupuje się w hali terminala w okienkach nie daleko wyjścia. Ceny nie pamiętam, ale było to coś w stylu 2-4 Euro. Autobusy dojeżdzają do stacji kolejowej, albo do samej Wenecji jak kto woli. Co do Treviso to bilety kupuje się w takiej budce niedaleko dworca na Mestre - kosztują chyba z 10 Euro, a jazda trwa z godzinę. Trzeba odpowiednio wcześniej przyjechać, bo lotnisko jest małe i są spore kolejki.

*jeżeli chodzi o nocleg to w tym roku ponownie spałem w hotelu Vienna, w którym jednoosobowy pokój z łazienką i śniadaniem kosztował równowartość 50€. W porównaniu do tego co było cztery lata temu cena wzrosła o 5 Euro. Hotel przez ten czas w ogóle się nie zmienił, praktycznie jest tak samo lekko stęchły, te samy problemy z dostępem do internetu itd. Całkowity koszt pobytu w tym hotelu (6 nocy) to 300€ minus depozyt ze strony www.hostelworld.com

*jeżeli hotel na Mestre to autobus linii 6 albo 6', bądź 66 (najmniej przystanków) do Piazza de la Roma, a potem Vaporetto 5.1 (najmniej przystanków) do Arsenale lub Giardinii. 

* powrót z Piazza San Marco linią 5.2 do Piazza de la Roma. Czas to ok. 25 min.



Oto nazwy przystanków dla 5.1 i 5.2:
  • 51 starts here >
  • Lido
  • San Pietro
  • Bacini*
  • Celestia*
  • Ospedale
  • Fondamenta Nove
  • Orto
  • San Alvise
  • Tre Archi
  • Guglie
  • Riva di Biasio*
  • Ferrovia
  • Piazzale Roma
  • Santa Marta
  • Zattere
  • San Zaccaria
  • Giardini
  • Sant' Elena
  • Lido
  • < 52 starts here
* bilety - najlepiej kupić kartę miejską na dłuższy czas - wychodzi taniej jeżeli porówna się do kupowania pojedyńczych biletów za każdym razem. Oto typy kart i ich ceny (stan 10.2012):
  • 18,00 € - 12-HOUR TRAVELCARD
  • 20,00 € - 24-HOUR TRAVELCARD
  • 25,00 € - 36-HOUR TRAVELCARD
  • 30,00 € - 48-HOUR TRAVELCARD
  • 35,00 € - 72-HOUR TRAVELCARD
  • 50,00 € - 7 DAYS TRAVELCARD
* Bilety na Biennale:

Full price            € 20
48-hour Pass       € 30 (valid for both venues for 2 consecutive days)
Permanent pass  € 70


* Jedzenie to koszt ok. 23-25 Euro za kolację - w lepszych miejscach to będzie 30 Euro:

pizza/pasta - 8-12
lampka wina czerwonego - 4-5
starter - 4-6
12% serwis

* Katalog wystawy to koszt ok. 60 Euro

* Katalogi pawilonów narodowych to koszt 5-20 Euro (te najdroższe np. Niemiec)

* lody 4-5 za dwie gałki
  

piątek, 12 października 2012

Wenecja - Dzień 5


Ten dzień rozpocząłem od wizyty w galerii należącej do Rumunii (tak – mają oni dwie przestrzenie podczas Biennale – ta reprezentuje ośrodek w Cluj), gdzie znalazłem prezentacje 5 projektów młodych architektów w ramach prezentacji pt. „Head up!”. To utopijne przedstawienie wizji miasta przyszłości od morficznych samoorganizujących się systemów mieszkalnych po wertykalne państwa.

 
Kolejnym etapem była wizyta w galerii CA’ASI (jak się później okazało należącej do francuskiego Architecture Studio), gdzie pokazano wyniki międzynarodowego konkursu (“Young Arab Architects”) dla młodych arabskich architektów z różnych krajów – zorganizowanego w Paryżu. I chodź prace reprezentowały zupełnie przeciętny poziom moją uwagę zwróciły studia Hebronu oraz slajdy pokazujące samo miasto. Resztę czasu spędziłem na rozmowie z przemiłą Panią gospodarz, która opowiedziała mi co nieco o historii budynku oraz o samym konkursie.


Po dłuższym czasie błądzenie krętymi uliczkami Wenecji dotarłem w końcu do wystawy zorganizowanej przez Luksemburg pt. „Post-City”. W narożniku Sali zastawionej metaforycznymi modelami post-metropolii znalazłem interesujący opis kuratorki wystawy Marie-Cécile Guyaux, dla której jest to już czwarte Biennale z kolei. Marie opisuje jak się u czuje, czym jest dla niej biennale, jak znalazła to miejsce i wreszcie jak to jest, kiedy się zakłada własne biuro, które prowadzi wraz ze swoim partnerem w Brukseli.

Nieopodal znalazł się "pawilon" Słowenii, który moim zdaniem nie jest wart uwagi. Nie są warte uwagi projekty dla miasta Maribor powstałe przez zaproszenie sław współczesnego parametrycyzmu (zaproszenie przyszło od Matiasa del Campo), którzy pochylili się na wizją miasta A.D 2050. Moim faworytem okazała się praca Hernana Diaz Alonso, która została opatrzona takim oto podpisem: „wzięliśmy obrys Central Parku NYC i przerobiliśmy go na trójwymiarowy model ścieżek dla roślin i przechodniów… nic więcej. Wystawa ta to zbieranina trójwymiarowych form rzuconych na zabytkowy Maribor pod hasłem – to będzie przyszłość. Patrik Schumacher waz ze studentami Insbrucka pokusił się o chwile zastanowienia się i zaproponował nową dzielnicę nauki, jako antidotum na problemy współczesnego Mariboru – będącego w tym roku europejska stolicą kultury.



 Zmierzając w kierunku kolejnych wystaw wstąpiłem do pawilonu Portugalii oraz do mieszczącego się tuż obok FondazioneQuerini Stampalia, gdzie zagościł zdobywca Złotego Lwa na tegorocznym biennale - Álvaro Siza. Pierwsza lokalizacja w wystawie pt. „Lisbon Ground” odsłania kulisy pracy Sizy w stolicy rodzimej Portugali, która opakowania jest w minimalistyczną i niezwykle elegancką przestrzeń tuz obok Grande Canale. Druga pt. „Viagem semPrograma” to zbór rysunków architekta oraz zapis video z rozmowy na temat wszystkiego, czym tak naprawdę interesuje się Siza, kiedy pracuje i kiedy jak sam mówi po prostu żyje sobie.




 Spędziwszy odrobine w przestrzeni należącej do Albanii (ciekawa wystawa nt. spuścizny komunizmu, jakimi są małe betonowe bunkry rozsiane po całym kraju, zbudowane w okresie zimnej wojny) dotarłem ostatecznie do prezentacji Meksyku pt. „Culture under Construction”. W ramach wystawy Meksyk bierze udział w renowacji kościoła San Lorenzo, który to będzie gościł wystawy sztuki i architektury przez kolejne dziewięć lat. I choć sama wystawa nie warta jest uwagi to wnętrze kościoła jak najbardziej – niesamowita przestrzeń, bez mebli, z odpadającym tynkiem, zbudzonymi niektórymi ściankami i brakująca w części centralnej podłogą. To wszystko z przebijającym się prze wszelkie otwory wolumetrycznym światłem robiło niesamowite wrażenie… jak najbardziej warte uwagi.




Ostatecznie ten intensywny dzień zakończyłem przed Arsenale, gdzie zahaczyłem o prezentację Honk Kong’u pt. „Ghostwriting the Future”, będącej próbą szukania kulturowej odmienności oraz identyfikacji w myśl sentencji – jedno miasto dwa systemy. Analiza jest dokonana na przykładzie dzielnicy Kowloon East, której rewitalizacja jest jednym z najbardziej znanych przykładów tego typu podejścia na świecie.

Ostatni punkt to obowiązkowe zakupy w sklepie Elektra w Arenale i początek rozmyślań/podsumowań na temat tego wszystkiego, co 13 biennale architektury zdołało mi pokazać.

czwartek, 11 października 2012

Wenecja - Dzień 4 - część druga


Pawilon Japonii – tegoroczny zwycięzca na najlepszą ekspozycję wypełniony został autorskimi pomysłem Toyo Ito, który z tróją młodych architektów zastanawia się nad budową nowego sąsiedztwa dla rejonów wymytych przez tsunami. Jest to niezwykle przejmujące i osobiste spotkanie z rozmiarami tragedii, ich ofiarami oraz mnogością pytań co teraz? Dlatego też w tytule wystawy Architecture possible here? Home-for-All” zawarty został znak zapytania. Przemierzając ekspozycję, oglądałem rozmowy architektów na temat tego co zobaczyli, usłyszeli od ludzi, którzy stracili wszystko w tej tragedii, i których ta tragedia do siebie zbliżyła. Zaznaczone na wielkich foto tapetach strzałki z opisami, że ktoś to dorastał albo, że tu stał szpital są strzępkami miejsc wymytych przez wodę. Przetrwała pamięć i więź ludzi, dla których teraz stworzone zostanie sąsiedztwo –pojawiła się myśl – oni nie chcą już mieszkać obok siebie – chcą być razem tak jak są od czasu kiedy przyszła woda. Modele wypełniające pawilon są niejako rozwijaniem myśli – piękny, skromy i poetycki ukłon w stronę człowieka.


Spośród sąsiednich pawilonów na uwagę ze względów prywatnych zasługuję pawilon Kanady, gdzie Kafir pokazał jeden ze swoich projektów w ramach tematu Migrations. Wystawa oraz jej styl i podanie wpisują się w wieloletnią tradycję pawilonu Kanady lecz mimo wszystko jest warta uwagi. Pawilon niemiecki to perfekcyjnie zaprojektowana przestrzeń (przez samego Konstantina Grcic’a) pt. „Reduce/Reuse/Recycle” na temat ponownego wykorzystania zastanego kontekstu. I tak oglądamy przeobrażenia budowli z lat 50-70 w eleganckim stylu, tak aby służyły przyszłym pokoleniom, będąc jednocześnie nośnikiem informacji o przeszłości.




Pawilon brytyjski jest unikalny przykładem podejścia do Biennale. Wystawa pt. “Venice Takeaway” pokazuje młodych brytyjskich architektów podróżujących po świecie, badając interesujące i ambitne przykłady, które to mogą wpłynąć lub zainspirować rodzimą architekturę. I tak np. Elias Redstone odwiedza Argentynę, gdzie zbiera informację na temat programu Fideicomiso, który umożliwia architektom finansowanie własnych projektów czy Aberrant Architecture, które pochyla się nad programem edukacyjnym CIEP, którego częścią są budynki prefabrykowanych szkół dla Rio de Janeiro zaprojektowane przez Oscara Niemeyer’a.




 W pawilonie australijskim znajdziemy to samo co zawsze – prezentację efektownych modeli i wizualizacji rozsianych po całym pawilonie w ramach ekspozycji pt. „New Practices in Australian Architecture”. Zwróciłem jedynie uwagę na pracę Supermanoeuvre, gdyż od zawsze podziwiałem podejście tej praktyki do projektowania i wykorzystania współczesnych narzędzi.



Bardzo interesujący (zdobywca specjalnego wyróżnienia) okazał się pawilon amerykański. Kuratorka wystawy Cathy Lang Ho zebrała przykłady tzw. małych interwencji (taki jest też tytuł: „Spontaneousinterventions: design actions for the common good”) dokonanych zarówno przez architektów, aktywistów czy tzw. zwykłych ludzi. Widzimy to samozwańcze ścieżki rowerowe, ławki w parkach i na przystankach czy chodowle ważyw w miejscach publicznych wielkich amerykańskich miast. Całość świetnie podana w formie ruchomych  plansz z wyrazistą identyfikacją wizualną i kolorystyką.   

Tuż obok znajduje się pawilon Izraela , który w równie ciekawy, chodź całkowicie odmienny sposób podszedł do tematu. Ekspozycja pt. „Aircraft Carrier” to efekt pracy zaproszonych architektów, którzy odnoszą się do dynamicznych zmian w architekturze, a może raczej w kulturze i życiu ludzi po roku 1973 oraz wpływu na to wszystko polityki Stanów Zjednoczonych. Zaaranżowany w parterze sklep z kontrowersyjnymi pamiątkami jest metaforą zmian społecznych państwa Izrael, które przeszło drogę od socjalistycznego kraju dobrobytu do współczesnego rynku kapitalistycznego dobrobytu.


 W pawilonie greckim oglądamy transformację bloku mieszkalnego w Atenach oraz jego współczesnych wersji. Obok w pawilonie rumuńskim dostajemy do ręki białą kartkę, którą następnie stemplujemy cytatami znanych architektów, bądź ostatnimi realizacjami z tego kraju. Z pawilonem rumuńskim sąsiaduję pawilon polski – zdobywca wyróżnienia za wystawę pt. „Making The Walls Quake” autorstwa artystki Katarzyny Krakowiak. To surowa betonowa przestrzeń z stalowymi dmuchawami i drewnianą podłoga, do której napływają dźwięki jako środka wypełniającego ściany czy sufity, i który to ma właściwości kontroli jakości przestrzeni oraz jej odbioru.








 Na zakończenie przeszedłem przez pawilon Serbski w którym prezentacja „Jedan:Sto / 100” przywodzi archetyp stołu, rozciągniętego do wymiaru pawilonu, za którym zaraz znajdował się pawilon Austriacki, w którym to pokazana została instalacja z wykorzystaniem luster i animacji będąca kontynuacją i rozwinięciem video instalacji z lat sześćdziesiątych.

Wenecja - Dzień 4 - część pierwsza


Jak zwykle zwiedzanie pawilonów zostawiłem sobie na drugi dzień po intensywnym eksplorowaniu pawilonu głównego, o którym pisałem wcześniej. Na początek postanowiłem zajrzeć do pawilonu Hiszpanii, w którym to wystawę przygotował duet Ensamble Studio znany z ciekawego projektu The Truffle prezentowanego na poprzedniej edycji Biennale. Wystawę zatytułowali oni SPAINLab i jest ona prezentacją twórczości i poszukiwań sześciu hiszpańskich biur min. Cloud 9 czy RCR Arquitectes. Uwagę wszystkich odwiedzających zwracał chowający się w ścianę ustęp autorstwa tych ostatnich, który w sposób ironiczny ukazuje „Common Ground” dla nas wszystkich.


 
W sąsiadującym pawilonie Belgii odnalazłem propozycję uzupełnienia specyficznego krajobrazu urbanistycznego Flandrii o nową, nieinwazyjną tkankę z uzupełniającymi funkcjami. Co ciekawe obszar ten jest przykładem tzw. obszaru metropolitarnego obejmującego swym zasięgiem niemalże cały kraj. Podobną sytuacje znajdziemy w obszarze Katowickim w Polsce czy w okolicach Rotterdamu w Holandii.


Na uwagę zasługuję znajdujący się nieopodal pawilon Fiński, który celebruje ponownie otwarcie po renowacji z powodu uszkodzeń jakie dokonało przewrócone drzewo w roku poprzednim. Dzięki temu możemy dziś oglądać odnowioną konstrukcje dachu i ścian oczyszczonych z wszelkich naleciałości. Sama wystawa pt. “New Forms in Wood” dotyczyła drewna w architekturze fińskiej jako wspólnego mianownika łączącego pokolenia lokalnych architektów. I tak oglądamy tu min. tymczasowy pawilon w Turku (Eero Lunden and Markus Wikar) stworzony przy użyciu parametrycznych narzędzi i wykonany z wykorzystaniem cyfrowych urządzeń do produkcji, albo dach kościoła w Kuokkala autorstwa Lassila Hirvilammi Architects.


Najwięcej czasu spędziłem jednak w pawilonie Danii, który w tym roku należał do… Grenlandii, która w roku 2009 odzyskała suwerenność. Dzisiejsza Grenlandia pomimo bogactw naturalnych zmaga się z wieloma problemami: emigracja młodych ludzi za granicę (najczęściej nigdy nie wracają), bezrobocie, niski poziom kultury i nauki czy małe znaczenie przy ogromie zasobów naturalnych. To wszystko legło pewnie u podstaw tej wystawy pt. “PossibleGreenland”, gdzie kilku architektów (Duńczyków oczywiście) pochyliło się nad problemami dzisiejszej Grenlandii. I tak prezentacja została podzielona na następujące sekcję: Cultivating, Connecting, Inhabiting, Migrating i ostatnią Comparative Studies. Zajmujący się tematyką migracji kolektyw KITAA Architects, David Gracica Studio i Henning Larsen Architects proponują ustanowienie protokołu dla przyszłego grenlandyczka oraz budowę czterech obiektów: centrum kulturalnego, budynku zatoki, budynku typu HUB oraz zespołu sportowego, które to w sposób znaczący uzupełniają braki potrzebnych funkcji oraz dodają nowe wartości, które mają być motorem do zmian. 



Tuż obok architekci z BIG zastanawiają się nad stworzeniem nowej drogi morskiej, która otworzyłaby możliwość budowy terminala przeładunkowego, i który to mógłby być połączony z ideą budowy nowego lotniska – gdyż obecne przestaje spełniać wymagane normy. Powstały w ten sposób Air+Port jest ciekawą wariacją budynku typu HUB, który w istotny sposób skróciłby czas podróży lotniczej i  transportu towarów pomiędzy niektórymi miastami. Ciekawą rzeczą jest także tzw. labbook – zapis procesu pracy nad tym projektem tydzień po tygodniu – możemy się z niej dowiedzieć, że architekci planowali na początku przetransportowanie góry lodowej i postawienie jej w Giardini jako pawilonu Grenlandii. Tuż obok architekci z kolektywu różnych pracowni w ramach sekcji Inhabiting proponują budowę nowego habitatu dla Grenlandii, który funkcjonowałby na zasadzie domu pasywnego. Całość wystawy uzupełniona była prezentacją wideo oraz aranżacją typowego, na swój sposób uroczego domu z Grenlandii w skali 1:1.

środa, 10 października 2012

Wenecja - Dzień 3


Zwiedzanie Giardini jak zwykle zacząłem od pawilonu głównego, w którym znajdowała się niejako kontynuacja wystawy „Common Ground” z Arsenale. W środku znalazło się kilka ekspozycji, które w szczególności zwróciły moją uwagę. Pierwszą z nich była instalacja przy samym wejściu do budynku autorstwa Alison Crawshaw, która pokazuje nam tzw. zony – prywatne dzielnice mieszkaniowe Rzymu zbudowane bez pozwolenia i rozprzestrzeniające się w sposób niekontrolowany. To niepokojące, choć interesujące zjawisko ma coś wspólnego z rozrastającym się na podobnych zasadach (chodź bez udziału architektów) Istambułem, czy niektórymi dzielnicami w Atenach.



Niespełna 15 min. później zostałem absolutnie pochłonięty przez „otwarte” archiwum żurnali architektonicznych (Domus, Casabella czy AD), których całe zwoje przywlókł tam Steve Parnell i opatrzył nazwą „Playgrounds and Battlegrounds”, traktując je jako wspólny grunt dla architektów i krytyków, którzy to przeciwstawiają swe idee i projekty oraz prowadzą dyskusję najczęściej za pośrednictwem branżowych periodyków. Muszę przyznać, że zatraciłem się przeglądając szalone pomysły Archigramu czy plany na rok 2000 (w wydaniach z lat 60-tych) oraz prezentacje znanych dziś już, jako ikony budynków – Grattacielo Pirelli czy cztery lata młodszej Torre Velasca w Mediolanie.


W sali obok Winny Mass po raz kolejny przywiózł swoją socjo-urbanistyczną utopię w formie ciekawej graficznie prezentacji w stylu Sim City. Projekt zatytułowany Freeland / MVRDV andThe Why Factory” jest kontynuacją rozważań architekta na temat różnych sposobów planowania przestrzennego, tym razem poprzez kolektywne planowanie sąsiedztwa, gdzie architektem/urbanistą jest sam mieszkaniec, który także sam pokrywa własne zapotrzebowanie na energie i żywność  poprzez ich produkcję w ramach parceli.  

Niedługo potem natknąłem się na projekt nazwany „40.000 hours” pokazujący studenckie modele rozłożone na wysokich półkach (niczym w magazynie), które pochodziły z najróżniejszych fakultetów rozsianych po całym świecie. I to jest ciekawe, bo chodź powstały one (łącznie przez owe 40.000 godzin) w różnych miejscach noszą pewne cechy wspólne, można nawet dostrzec generalnie tendencje lub nawiązania do znanych bądź lubianych.


Niezwykle interesująca okazała się wystawa autorstwa Crimson Architectural Historians pt. „The Banality of Good”  ukazująca idee budowy nowych miast po II wojnie światowej aż po dzień dzisiejszy. Autorzy ukazali ciekawe przeobrażenia genezy budowy takich miast – z wielkich inwestycji publicznych, które finansowane były przez rządy państw, i których budowa sprowokowana była potrzeba zaspokojenia głodu mieszkaniowego z powodu wyżu demograficznego klas niższych i średnich aż po dzień dzisiejszy, gdzie są one finansowane ze środków prywatnych, a ich mieszkańcami stają się nierzadko przedstawiciele najzamożniejszych klas społecznych. Obok diagramów, wykresów i statystyk w części centralnej, w Sali stanęło sześć stojaków/tryptyków z projektami trzech miast już istniejących i także tych, które dopiero powstają. Na części frontowej pokazano wizję w formie renderingów, a na odwrocie rzeczywistość w postaci zdjęć – dość przygnębiającą jak się okazuje.



Juan Herreros zaprosił nas do wysłuchania interesującej debaty na temat projektowania współczesnych muzeów na przykładzie Oslo, gdzie powstaje obecnie kilka ważnych budynków publicznych w tym aż trzy różne muzea. Nieopodal znalazła się sala wielkim modelem słynnego budynku banku HSBC w Honk Kongu autorstwa Sir Normana Fostera, który to jednak nie był prezentacja samego budynku jako projektu architektonicznego. 
 

Była to prezentacja tego, czym ten budynek stał się dla ludzi i jak go użytkują. Ci ludzie to filipińskie emigrantki pracujące w Honk Kongu, jako pomoce domowe, które zarobione pieniądze wpłacają i wysyłają dla swoich rodzin właśnie w tym banku, by potem w każdą Niedziele okupować wspólnie ten plac, leżąc, rozmawiając, grając lub odpoczywając (na kartonach zdobytych z otaczających sklepów) w ramach swojego tzw. dnia wolnego.
 
Znudzony kolejnymi rozważaniami Petera Eisenman’a dotarłem do tzw. sali OMA, w której tym razem ukazane zostało dziedzictwo budynków, które powstały w wyniku biurokratycznych ustaleń i również dzięki nim zniknęły w otchłani historii. 




I tak mamy Southbank Center z Queen Elizabeth Hall na czele, gdzie parter od lat okupowany jest przez deskorolkowców czy nieistniejący już Michael Faraday Memorial przy Elephant and Castle w Londynie z eksperymentalną jak na owe czasy fasadą giętych, stalowych arkuszy elewacyjnych.

PS Jutro pawilony narodowe