Zwiedzanie Giardini jak zwykle zacząłem od pawilonu głównego, w którym znajdowała się niejako kontynuacja wystawy „Common Ground” z Arsenale. W środku znalazło się kilka ekspozycji, które w szczególności zwróciły moją uwagę. Pierwszą z nich była instalacja przy samym wejściu do budynku autorstwa Alison Crawshaw, która pokazuje nam tzw. zony – prywatne dzielnice mieszkaniowe Rzymu zbudowane bez pozwolenia i rozprzestrzeniające się w sposób niekontrolowany. To niepokojące, choć interesujące zjawisko ma coś wspólnego z rozrastającym się na podobnych zasadach (chodź bez udziału architektów) Istambułem, czy niektórymi dzielnicami w Atenach.
Niespełna 15 min. później zostałem
absolutnie pochłonięty przez „otwarte” archiwum żurnali architektonicznych (Domus,
Casabella czy AD), których całe zwoje przywlókł tam Steve Parnell i opatrzył
nazwą „Playgrounds and Battlegrounds”, traktując je jako wspólny grunt dla
architektów i krytyków, którzy to przeciwstawiają swe idee i projekty oraz
prowadzą dyskusję najczęściej za pośrednictwem branżowych periodyków. Muszę
przyznać, że zatraciłem się przeglądając szalone pomysły Archigramu czy plany
na rok 2000 (w wydaniach z lat 60-tych) oraz prezentacje znanych dziś już, jako
ikony budynków – Grattacielo Pirelli czy cztery lata młodszej Torre Velasca w
Mediolanie.
W sali obok Winny Mass po raz kolejny
przywiózł swoją socjo-urbanistyczną utopię w formie ciekawej graficznie
prezentacji w stylu Sim City. Projekt zatytułowany „Freeland / MVRDV andThe Why Factory” jest kontynuacją rozważań architekta na temat różnych sposobów
planowania przestrzennego, tym razem poprzez kolektywne planowanie sąsiedztwa,
gdzie architektem/urbanistą jest sam mieszkaniec, który także sam pokrywa własne
zapotrzebowanie na energie i żywność poprzez ich produkcję w ramach parceli.
Niedługo potem natknąłem się na projekt nazwany „40.000 hours”
pokazujący studenckie modele rozłożone na wysokich półkach (niczym w magazynie),
które pochodziły z najróżniejszych fakultetów rozsianych po całym świecie. I to
jest ciekawe, bo chodź powstały one (łącznie przez owe 40.000 godzin) w różnych
miejscach noszą pewne cechy wspólne, można nawet dostrzec generalnie tendencje
lub nawiązania do znanych bądź lubianych.
Niezwykle interesująca okazała się wystawa autorstwa Crimson
Architectural Historians pt. „The Banality of Good” ukazująca idee budowy nowych miast po II
wojnie światowej aż po dzień dzisiejszy. Autorzy ukazali ciekawe przeobrażenia genezy
budowy takich miast – z wielkich inwestycji publicznych, które finansowane były
przez rządy państw, i których budowa sprowokowana była potrzeba zaspokojenia głodu
mieszkaniowego z powodu wyżu demograficznego klas niższych i średnich aż po dzień
dzisiejszy, gdzie są one finansowane ze środków prywatnych, a ich mieszkańcami stają
się nierzadko przedstawiciele najzamożniejszych klas społecznych. Obok diagramów,
wykresów i statystyk w części centralnej, w Sali stanęło sześć stojaków/tryptyków
z projektami trzech miast już istniejących i także tych, które dopiero powstają.
Na części frontowej pokazano wizję w formie renderingów, a na odwrocie rzeczywistość
w postaci zdjęć – dość przygnębiającą jak się okazuje.
Juan Herreros zaprosił nas do wysłuchania interesującej debaty
na temat projektowania współczesnych muzeów na przykładzie Oslo, gdzie powstaje
obecnie kilka ważnych budynków publicznych w tym aż trzy różne muzea. Nieopodal
znalazła się sala wielkim modelem słynnego budynku banku HSBC w Honk Kongu autorstwa
Sir Normana Fostera, który to jednak nie był prezentacja samego budynku jako projektu
architektonicznego.
Była to prezentacja tego, czym ten budynek stał się dla
ludzi i jak go użytkują. Ci ludzie to filipińskie emigrantki pracujące w Honk Kongu,
jako pomoce domowe, które zarobione pieniądze wpłacają i wysyłają dla swoich
rodzin właśnie w tym banku, by potem w każdą Niedziele okupować wspólnie ten plac,
leżąc, rozmawiając, grając lub odpoczywając (na kartonach zdobytych z otaczających
sklepów) w ramach swojego tzw. dnia wolnego.
Znudzony kolejnymi rozważaniami Petera Eisenman’a dotarłem
do tzw. sali OMA, w której tym razem ukazane zostało dziedzictwo budynków,
które powstały w wyniku biurokratycznych ustaleń i również dzięki nim zniknęły
w otchłani historii.
I tak mamy Southbank Center z Queen Elizabeth Hall na
czele, gdzie parter od lat okupowany jest przez deskorolkowców czy nieistniejący
już Michael Faraday Memorial przy Elephant and Castle w Londynie z
eksperymentalną jak na owe czasy fasadą giętych, stalowych arkuszy elewacyjnych.
PS Jutro pawilony narodowe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz